fbpx Dr Jakub H. Szlachetko – jestem prawnikiem administratywistą | Uniwersytet Gdański - University of Gdańsk

Jesteś tutaj

Dr Jakub H. Szlachetko – jestem prawnikiem administratywistą

Dr Jakub H. Szlachetko – jestem prawnikiem administratywistą

Wydział Oceanografii i Geografii
dr Jakub H. Szlachetko 1

Jakub H. Szlachetko, co podkreśla z dumą – gdańszczanin „z urodzenia, ale i z wyboru”, z pasją oddaje się badaniom naukowym nad formułą państwa, organizacją i funkcjonowaniem administracji publicznej, partycypacją obywateli, think tanków i organizacji pozarządowych w wykonywaniu zadań publicznych. Jest absolwentem trzech kierunków studiów (prawo, administracja, gospodarka przestrzenna), ale czuje się przede wszystkim prawnikiem, i dodaje: „administratywistą” (specjalizującym się w prawie administracyjnym).

Rozprawę doktorską obronił na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, zaś stanowisko adiunkta piastuje na Wydziale Oceanografii i Geografii. Za działalność naukowo-badawczą został doceniony m.in. prestiżową Nagrodą Miasta Gdańska dla młodych naukowców im. Jana Uphagena. W jego życiu zawodowym istotną rolę odgrywa próba łączenia teorii z praktyką, która w jego ocenie daje efekt synergii. Dlatego też kilka lat temu powołał do życia Instytut Metropolitalny – niezależny i pozarządowy think tank, który obok badań naukowych podejmuje działania aplikacyjne i wdrożeniowe, uczestniczy w procesie kształtowania i prowadzenia polityk publicznych, lobbuje za rozwiązaniami prawnymi znajdującymi uzasadnienie w interesie publicznym, kreuje dyskurs wokół ważkich społecznie tematów. Jest więc także po trochu działaczem społecznym czy aktywistą miejskim.

Ponadto jest adwokatem. Od lat kocha się w historii, jednak ze względu na poszanowanie tego uczucia zdecydował, żeby jej nigdy nie studiować (jak bowiem twierdzi „obowiązek zabija nawet najpiękniejsze uczucie!”). Kocha również urbanistykę i architekturę, stąd uwielbia spontaniczne i wielogodzinne spacery po tych najpiękniejszych (i nie tylko) dzielnicach miejskich - nieodzownie z mocną czarną kawą w ręku („mocna czarna kawa wzmacnia percepcję”). Ponadto lubi biegać i chodzić po górach.

 

Wywiad

Posłuchaj wywiadu audio
Przeczytaj cały wywiad

- To nie jest zbyt częste, by ktoś skończył trzy kierunki studiów. Lubi się Pan uczyć?

Dzień dobry – witam Państwa. Trudno mi ocenić czy jest to częste zjawisko. Znam wielu studentów, którzy próbowali swoich sił na przynajmniej dwóch fakultetach. Być może znamię czasów. A dlaczego trzy kierunki? Nigdy się nie zastanawiałem. Interesuje mnie rzeczywistość, która nas otacza, różne zachodzące w niej zjawiska. W związku z tym oglądam, czytam, słucham, rozmawiam. I wynikiem tego zainteresowania, tej ciekawości światem, były trzy ukończone kierunki studiów: prawo, administracja i potem - już po kilku latach przerwy w edukacji, podjęta zupełnie hobbistycznie – gospodarka przestrzenna. I okazało się, że hobby stało się moim wyzwaniem naukowym i zawodem.

- Prawo i administracja – blisko siebie, rozumiem to kierunki dość pokrewne. Ale skąd gospodarka przestrzenna?

- Tutaj muszę jednak polemizować i stanąć w obronie autonomii i odrębności nauki administracji. Jeden z profesorów, profesor Franciszek Longchamps de Bérier, swego czasu powiedział, że „administracja jest to układ normatywny zanurzony w rzeczywistości społecznej”. Tak więc prawo kończy się tam, gdzie kończy się ów „układ normatywny”, a potem się zaczyna „rzeczywistość społeczna”, czyli m.in. nauka administracji, która bada jedynie częściowo zbieżne zjawiska. Ma ona zdecydowanie inny charakter niż nauka prawa, ociera się o socjologię, ekonomię, politologię, urbanistykę… Dlatego też podjąłem te dwa kompleksowe i komplementarne wobec siebie kierunki. Natomiast gospodarka przestrzenna? To wynik chyba jakiś dziecięcych, a potem młodzieńczych i dorosłych pasji podróżniczych. Przestrzeń potrafi dostarczać różnych bodźców, i pozytywnych - bo jest piękna, i wielce negatywnych - bo bywa obskurna, zdegradowana, biedna, przykra, smutna i na to z pewnością nie zasługuje. W pewnym momencie stwierdziłem, że ta pasja podróżnicza, pasja do obserwowania rzeczywistości, przestrzeni, miasta, ulicy być może wymaga jakiejś kontynuacji. Dlatego też zacząłem kolejne studia - gospodarkę przestrzenną. Swego czasu, jeszcze studiując prawo, chciałem dodatkowo podjąć architekturę. Stwierdziłem jednak, że to jest nie do pogodzenia, to są zbyt różne światy. A ponieważ gospodarka przestrzenna była na sąsiednim wydziale, w mojej Alma Mater, uznałem, że czasowo i logistycznie będzie to lepsze rozwiązanie. Nastawiałem się także na to, że przy okazji studiów poznam – wtedy już pracowałem w Katedrze Prawa Administracyjnego – kolegów z Wydziału Oceanografii i Geografii, co w przyszłości może zaowocować współpracą, wspólną realizacją projektów, konferencji, dyfuzją wiedzy i doświadczeń. I tak też się stało. Summa summarum tak się w gospodarkę przestrzenną wciągnąłem, że się na Wydział Oceanografii i Geografii z Wydziału Prawa i Administracji przeniosłem.

- No właśnie. Przeszedł Pan z Wydziału Prawa i Administracji. Jest Pan adiunktem w Katedrze Geografii Społeczno-Ekonomicznej. Nad czym Pan pracuje naukowo ciekaw jestem?

- Zajmuję się trzema obszarami badawczymi. Pierwszy obszar to zarządzanie metropolitalne. Czyli interesuje mnie to, w jaki sposób jednostki samorządu lokalnego – gminy i powiaty – współpracują, współdziałają na tych niezwykle dynamicznych, złożonych, skomplikowanych demograficznie i urbanistycznie obszarach. I dlaczego ta współpraca im nie wychodzi… to jest poważny problem, który staram się rozwikłać. Pracuję nad koncepcją prawnej regulacji metropolii oraz nad projektem ustawy metropolitalnej, bo do tego te badania się w dużym stopniu sprowadzają. A więc korzystam w tym obszarze i z kwalifikacji prawniczych, i tych pozaprawnych. Drugi taki obszar to kształtowanie i prowadzenie polityki przestrzennej, w tym również polityki estetycznej. A trzeci obszar, którym się interesuję, w którym prowadzę badania naukowe, to rewitalizacja obszarów zdegradowanych. Co ważne, każdy z tych obszarów ma interdyscyplinarny charakter, stąd w działalności badawczej muszę korzystać z różnych kwalifikacji zawodowych, ze znajomości obowiązującego prawa, metodyk badawczych wypracowanych tak przez naukę prawa, naukę administracji, jak i naukę geografii, w szczególności społeczno-ekonomicznej. Czyli staram się łączyć różne światy i jest to naprawdę niezwykle fascynujące przeżycie.

- Wspomnijmy, że Pańskie zainteresowania przyniosły dość prestiżową nagrodę Panu w 2012 roku. Myślę tutaj o nagrodzie miasta Gdańska dla młodych naukowców im. Jana Uphagena – sprawdziłem to - „za badania nad prawną regulacją udziału podmiotów obywatelskich w procesie realizacji zadań publicznych”.

- Tak. Zajmowałem się wówczas – i to był mój temat doktoratu – udziałem podmiotów spoza administracji publicznej, takich jak obywatel czy mieszkaniec, ale również prywatny przedsiębiorca, think tank, organizacja społeczna, ruch miejski, w wykonywaniu różnych zadań administracji publicznej. Administracja powinna być uspołeczniona, powinna być obywatelska, w związku z czym tak zwana partycypacja społeczna, prywatyzacja zadań publicznych i uspołecznienie administracji było czymś, co mnie wówczas niezwykle interesowało. Teraz również interesuje, choć siłą rzeczy w nieco mniejszym stopniu. Zainteresowania ewoluują.

– Ciekawy epizod w Pańskim życiu. Jest Pan założycielem Instytutu Metropolitalnego. Proszę przybliżyć tę inicjatywę.

- Tuż po studiach miałem możliwość udziału wymianie międzynarodowej i studiowałem przez kilka miesięcy na Yale University w Stanach Zjednoczonych. I tam zdobyłem zupełnie nowe doświadczenia życiowe i zawodowe. Miałem wówczas 24 lata i pierwszy raz znalazłem się za „wielką wodą” – chłonąłem jak gąbka to, co mi przyniósł nowy ląd. Zaciekawiła mnie m.in. działalność organizacji eksperckich określanych mianem think tanków, których w Polsce wówczas było jak na lekarstwo. Według niektórych badań w Polsce w ogóle think tanków nie było, według innych badań były, ale w „embrionalnej” fazie rozwoju. I zainspirowany amerykańskim modelem organizacji typu think tank stwierdziłem, że warto w Polsce podobną organizację założyć. Organizację która wykorzystuje metody badawcze, warsztat naukowy, dąży do obiektywizmu, ale jednocześnie nie boi się zaangażowania w dyskursie publicznym, nie boi się udziału w kształtowaniu polityki publicznej, wpływania na treść ustaw i innych aktów prawnych. Czyli połączenie nauki i polityki publicznej, i aktywizmu obywatelskiego. No i od kilku lat – a dokładnie od czterech lat, bo w tym roku Instytut Metropolitalny będzie obchodził swoją czwartą rocznicę, działam również w ramach tego think tanku.

– Pierwszy think tank to założył Balcerowicz?

- Było ich kilka, bo i dr J. Szomburg zakładał w Gdańsku takowy, a i prof. L. Balcerowicz podejmował podobną inicjatywę. Tylko, że nasz sektor think tanków, niestety - patrząc na rozmiar i siłę sektora amerykańskiego - jest bardzo skromny. Bo think tanki są mało niezależne, a to jest jednak ich konieczny atrybut. One powinny być finansowo, politycznie i administracyjnie niezależne, a nie mogą być niezależne, bo żyją przede wszystkim z dotacji publicznych. Ciężko im sprzedawać usługi na rynku komercyjnym – to się coraz częściej zdarza, ale to nie jest jeszcze zasada. W związku z tym nasz sektor think tanków ma przed sobą duże wyzwania. Mam nadzieję, że za kilkanaście lat się to zmieni i think tanki będą miały zdecydowanie większy wpływ na politykę, bo one uszlachetniają demokrację.

- I jeszcze w tym wszystkim znajduje Pan czas na historię? Jaki jest Pana ulubiony okres?

- Historia to była moja pierwotna pasja – Jasienica, Piłsudski… Tata mnie konsekwentnie historią zarażał. Chłonąłem wszystkie opowieści, filmy historyczne, seriale. Natomiast teraz historia jako pasja spada niestety na plan dalszy. Znajduję na literaturę coraz mniej czasu, choć dalej z wielką przyjemnością po książki historyczne sięgam. Z ogromnym sentymentem wspominam „Polskę Piastów” i Pawła Jasienicę. Jego eseje były dla mnie wówczas, kiedy byłem w gimnazjum czy w liceum, czymś fenomenalnym. Dlatego srogo zawiodłem się na „Koronie Królów”, która kompletnie minęła się z moimi oczekiwaniami i nie traktuję tej produkcji poważnie. W ogóle jej nie traktuję. Natomiast drugi taki okres to zdecydowanie Polska międzywojenna. Ideowe i polityczne starcie Ojców Założycieli – Piłsudzki kontra Dmowski. To był okres niezwykle ważny, dynamiczny i fascynujący. Choć oczywiście z biegiem czasu coraz to inne zagadnienia wydają mi się równie pociągające. W wolnej chwili lubię sobie po książkę historyczną sięgnąć.

- Bardzo mi się podobało Pana uzasadnienie: „ze względu na poszanowanie uczucia miłości do historii postanowiłem jej nigdy nie studiować, ponieważ obowiązek zabija nawet najpiękniejsze uczucie”.

- Zdecydowanie tak. Historia jest piękną pasją, natomiast zawodu historyka chyba bym nie chciał uprawiać, bo zawód mógłby tę pasję zniweczyć.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję serdecznie.

Gdańsk, 29 marca 2018 r.

Rozmawiał dr Tadeusz Zaleski
Zdjęcia: Piotr Pędziszewski

 

dr Jakub H. Szlachetko 1dr Jakub H. Szlachetko 2dr Jakub H. Szlachetko 3dr Jakub H. Szlachetko 4dr Jakub H. Szlachetko 5dr Jakub H. Szlachetko 6