fbpx Prof. Tomasz Swoboda: podchodzę do życia i do czasu maksymalistycznie | Uniwersytet Gdański - University of Gdańsk

Jesteś tutaj

Prof. Tomasz Swoboda: podchodzę do życia i do czasu maksymalistycznie

Prof. Tomasz Swoboda: podchodzę do życia i do czasu maksymalistycznie

Wydział Filologiczny
Prof. Tomasz Swoboda

Tomasz Swoboda urodził się w 1977 roku w Gdańsku. Jest absolwentem filologii polskiej i filologii romańskiej Uniwersytetu Gdańskiego. W czasie studiów jako laureat I miejsca olimpiady języka polskiego był słuchaczem Collegium Invisibile. Od 2003 roku pracuje w Instytucie Filologii Romańskiej UG, gdzie od 2011 roku pełni funkcję wicedyrektora.

Jest autorem czterech książek: To jeszcze nie koniec? (Gdańsk, 2009), Historie oka (Gdańsk, 2010), Histoires de l’œil (Amsterdam-New York, 2013) oraz Powtórzenie i różnica (Gdańsk, 2014) oraz kilkudziesięciu artykułów w czasopismach polskich i zagranicznych. Opublikował tłumaczenia kilkunastu książek, w tym takich autorów, jak Georges Poulet, Roger Caillois, Georges Bataille, Jean Starobinski, Roland Barthes czy Le Corbusier. Otrzymał nagrodę miesięcznika „Literatura na Świecie” za przekład oraz Nagrodę im. Andrzeja Siemka za Historie oka. Był stypendystą Centre National du Livre, a także tutorem w programie „Fabrique des traducteurs” w Collège International des Traducteurs Littéraires w Arles. Od 2011 roku z mecenasem Tomaszem Kopoczyńskim organizuje spotkania z wybitnymi polskimi i europejskimi humanistami w ramach cyklu „TeKa refleksji” (http://www.kopoczynski.pl/wokol-nas). W wolnych chwilach uprawia muzykę eksperymentalną w zespole Columbus Duo (http://columbusduo.bandcamp.com/).

Wywiad

Posłuchaj wywiadu audio
Przeczytaj cały wywiad

- Jako laureat pierwszego miejsca olimpiady języka polskiego rozpoczął Pan Profesorze studia na filologii polskiej, a jest Pan romanistą. Co wpłynęło na zmianę Pana zainteresowań?

- Z tą olimpiadą języka polskiego i moimi studiami to jest trochę bardziej złożona historia, ponieważ byłem laureatem, czy finalistą olimpiady w trzeciej klasie liceum. I wtedy dyrekcja mojej szkoły, IX LO w Gdańsku, wpadła na szalony pomysł, żebym jeszcze będąc w klasie maturalnej rozpoczął studia. Dzięki życzliwości władz Uniwersytetu Gdańskiego i Wydziału – ówcześnie – Filologiczno-Historycznego dostałem możliwość studiowania na filologii polskiej jako wolny słuchacz nie mając jeszcze matury. To się udało, więc pisałem maturę kończąc jednocześnie pierwszy rok studiów na filologii polskiej. I właściwie takie maksymalistyczne podejście do zajmowania swojego czasu zostało mi do dzisiaj. I z tym się też wiąże to moje poszerzenie zainteresowań, bo to właściwie nie była zmiana, tylko poszerzenie zainteresowań o kwestie związane z romanistyką, z literaturą i kulturą francuską, ponieważ po dwóch latach studiów na filologii polskiej otwierały się u nas studia na filologii romańskiej. Prof. Mrozowicki otwierał ówcześnie Katedrę Filologii Romańskiej. Pomyślałem, że mam trochę czasu, więc warto by może studiować drugi kierunek. I na trzecim roku filologii polskiej byłem jednocześnie na pierwszym roku filologii romańskiej. Właściwie wiele w tym było przypadku. Francuskiego uczyłem się w liceum, trochę na studiach, na lektoracie. Potem kurs przygotowawczy przed rozpoczęciem studiów. Ale głównie nauczyłem się jednak na filologii romańskiej. Wiedziałem, że chcę pracować naukowo – to mnie od zawsze pasjonowało – taki był cel. I właściwie nie byłem zdecydowany, czy raczej wiązać się z filologią polską, czy z filologią romańską. Być może zdecydowało to, że to był młody, świeży kierunek, były większe możliwości kadrowe. Może też perspektywa międzynarodowa trochę mnie skusiła. Więc to nie była zmiana zainteresowań, tylko raczej poszerzenie – tak jak powiedziałem. I właściwie do dzisiaj chcę się czuć równocześnie i polonistą, i romanistą. Zresztą cały czas jestem związany z Instytutem Filologii Polskiej, gdzie prowadzę sporo zajęć z wiedzy o teatrze. Więc tak to wygląda.

- W 2010 roku wydał Pan – nagrodzone przez „Literaturę na Świecie” – „Historie oka”. To nie jest literatura dla okulistów?

- Nie jest, chociaż moi przyjaciele, co bardziej złośliwi, jak widzieli, że Stanisław Rosiek zapowiada na stronie wydawnictwa słowo/obraz terytoria publikację mojej książki, dzwonili do mnie mówiąc, że studenci medycyny już się nie mogą się doczekać na to dzieło. Faktycznie nie jest to dzieło dla lekarzy, nie jest to dzieło dla studentów medycyny, ale rzeczywiście tematem tej książki jest oko. To co działo się z okiem głównie w  środowisku francuskich pisarzy, myślicieli z połowy XX wieku, to co oni twierdzili na temat widzenia, na temat patrzenia, a także wielu rzeczy, które się z tym wiążą. A więc etyki, filozofii, estetyki, literatury i pisania. „Historie oka” to moja rozprawa habilitacyjna, która może nie jest taką typową rozprawą habilitacyjną, bo to w pewnym sensie zbiór esejów poświęconych kilku ważnym dla mnie autorom, z bogatym aparatem krytycznym, całe szczęście. Dzięki czemu ta habilitacja zakończyła się powodzeniem. Ale jest to w sumie taki długi esej o kwestiach związanych z widzeniem w literaturze francuskiej. I myślę, że dosyć reprezentatywny dla mojego podejścia do literatury, dla mojego czytania literatury opartego na bliskim obcowaniu z tekstem, opartego na szukaniu rzeczy istotnych, nie tylko dla kwestii historyczno-literackich, ale także dla nas dzisiaj, dla myślenia. Zawsze gdzieś tam powiązanych z kwestiami bardzo konkretnymi, tematycznymi. Takimi tematami jak oko, ciało, erotyzm. To są rzeczy, którymi od lat się zajmuję.

- Panie Profesorze, ja odebrałem ten tytuł jako bardzo przewrotny, bo erotyzm wymienił Pan na trzecim miejscu, natomiast to jest książka o erotyzmie od pierwszej do ostatniej strony.

- Może nie od pierwszej do ostatniej, ale w dwóch trzecich pewnie faktycznie jest to książka o erotyzmie. Tytuł tej książki jest drobną parafrazą jednego z fundamentalnych jak dla mnie tekstów literatury dwudziestowiecznej, jakim jest „Historia oka” Georges’a Bataille’a, który to tekst (króciutkie opowiadanie) jest punktem wyjścia dla myślenia o świecie w XX wieku i dzisiaj. Punktem wyjścia oczywiście obrazoburczym. Bo jeśli wspomniał Pan o erotyzmie, to nie jest to erotyzm łagodny, tylko taki, jak widział to Bataille. Powiązany ze śmiercią, powiązany z granicami człowieczeństwa, powiązany z tematyką transgresji. A więc dotykający spraw niekiedy bolesnych i trudnych. Nie jest to erotyzm w sensie seksualności, reprodukcji. Nie jest to też erotyzm związany zbyt blisko z uczuciem, z miłością i tak dalej.

- No, żałuję, że to jest wywiad radiowy. Ale chyba jednak większości tych ilustracji, które tam były, byśmy i tak nie mogli pokazać?

- Boję się, że nie. Zwłaszcza w dzisiejszym klimacie moralnym, jaki mamy w naszym kraju.

- Zmienił Pan zainteresowania. „Powtórzenie i różnica” to szkice o tłumaczeniach.

- „Powtórzenie i różnica. Szkice z krytyki przekładu” – tak brzmi pełny tytuł mojej najnowszej książki, która ukazała się w gdańskim wydawnictwie W Podwórku. To też właściwie nie jest zmiana zainteresowań, ile raczej pewne udokumentowanie czegoś, czym zajmuję się od wielu lat. Właściwie tłumaczeniem, pisaniem o przekładzie zajmowałem się jeszcze zanim zacząłem pisać o literaturze. Moje początki pracy z literaturą francuską to paradoksalnie właśnie tłumaczenie książek. W pewnym sensie można powiedzieć, że uczyłem się francuskiego tłumacząc eseje Georges’a Pouleta pod opieką Marka Bieńczyka. I „Powtórzenie i różnica” zbiera właśnie eseje publikowane głównie w „Literaturze na Świecie”, w czasopiśmie, z którym jestem od lat związany, któremu bardzo wiele zawdzięczam.

- Kogo będą Panowie gościć na najbliższym spotkaniu w ramach cyklu „TeKa refleksji”?

- Tu pyta Pan o bardzo ciekawe przedsięwzięcie, którego pomysłodawcą i autorem jest mecenas Tomasz Kopoczyński, z którym współpracuję już piąty rok. Organizujemy spotkania – ostatnio przede wszystkim w Dworku Sierakowskich – z wybitnymi postaciami humanistyki polskiej, ale też europejskiej. Niedługo być może będziemy mogli powiedzieć – światowej. To są spotkania na które staramy się zapraszać najwybitniejsze, a także najciekawsze, czasami nieodkryte postaci ze świata humanistyki i w ten sposób spędzać przyjemnie czas. A przede wszystkim jak najwięcej uczyć się od osób, które uważamy za istotne. Ostatnio gośćmi byli organizatorzy, dyrektorzy Festiwalu Conrada w Krakowie. Michał Paweł Markowski, jedna z najwybitniejszych i najważniejszych dla mnie osobiście postaci polskiej humanistyki oraz Grzegorz Jankowicz, którego gościliśmy już po raz drugi. Na koniec zimy, początek wiosny planujemy pięciospotkaniowy cykl, który organizują prof. Marta Koval i prof. Marek Wilczyński, cykl poświęcony Ukrainie współczesnej, ale i historii Ukrainy, gdzie gośćmi będą między innymi wybitny francuski historyk Daniel Beauvois, a  z Ukrainy przyjadą między innymi Jarosław Hrycak czy Taras Wozniak. Na dalszą część roku planujemy rzeczy dosyć spektakularne, ale o tym jeszcze wolę nie mówić.

- „Columbus Duo” to próba wyrażenia…

- „Columbus Duo” to próba wyrażenia – najłatwiej by było powiedzieć - siebie, albo którejś z postaci siebie, któregoś z obliczy siebie. Jest to grupa muzyczna, w której tworzę muzykę razem z moim bratem, a która wyewoluowała z naszego wcześniejszego projektu muzycznego „Thing”, z takiej muzyki, której estetykę można by chyba porównać do estetyki mojej książki „Historie oka”. Muzyki gwałtownej, brutalnej i hałaśliwej. „Columbus Duo” jest łagodniejszą wersją tego, co wcześniej robiliśmy. Bardziej eksperymentalną, mniej ustrukturyzowaną, luźniejszą jeśli chodzi o kompozycje. Jest to muzyka poszukująca, muzyka trudna, tak jak pewnie rzeczy, które piszę. Więc w pewnym sensie to się uzupełnia, nakłada, a jednocześnie w ramach mojego maksymalistycznego podejścia do życia i do czasu, jest to zajęcie dla mnie niezwykle istotne, na które niestety ostatnio nie mam zbyt wiele czasu. Ale cały czas robimy nowe rzeczy, cały czas coś wydajemy. Ostatnio nagraliśmy muzykę do filmów polsko-rosyjskiego awangardowego reżysera z początków XX wieku Edwarda Starewicza. Graliśmy na żywo do jego filmów, te nagrania można znaleźć w Internecie na columbusduo.bandcamp.comsoundcloud.com/columbusduo.

- „Konik polny i mrówka”, „Zemsta kinooperatora”, „Maskotka” – skąd ten wybór?

- To są tytuły filmów Edwarda Starewicza. Niezwykle ciekawego reżysera, który był jednym z twórców filmu kukiełkowego. Kręcił filmy metodą poklatkową. Dosyć drastycznie to wygląda, bo faktycznie ten film o koniku i mrówce oraz „Zemsta kinooperatora” to filmy, w których grają owady uśmiercone wcześniej przez Starewicza, on je przyszpilał na ekranie. Co oczywiście też nas bardzo zainteresowało, zaintrygowało i zainspirowało.

- Jak chce Pan zrobić przyjemność najbliższym, co im Pan gotuje?

- To jest bardzo trudna kwestia ponieważ u mnie w domu gusty kulinarne są najrozmaitsze, więc czasami trzeba gotować trzy różne rzeczy, żeby zadowolić wszystkich domowników. Z żoną całe szczęście nasze gusty kulinarne się pokrywają, więc przeważnie gotujemy dla siebie rzeczy – po raz kolejny, trochę jak muzyka – eksperymentalne. Nie mam żadnego koronnego dania, które przygotowuję. Staram się albo wymyślać, albo wyszukiwać coś, czego jeszcze nigdy nie robiłem. Więc rzadko przygotowuję coś po raz drugi czy trzeci, poza paroma szlagierami, ale one głównie dotyczą tego, co lubią dzieci. Co czasami mnie martwi, bo muszę gotować rzeczy zbyt banalne jak na moje zamiłowania i zbyt proste, ale w nich też znajduję pewne upodobanie. Chociaż córka − która jest starsza – widzę, że też dojrzewa kulinarnie, poznaje nowe smaki i doszlusowuje do naszych upodobań. Nad synem jeszcze będziemy pracować.

- I ostatnie pytanie Profesorze. Jak już odłoży Pan gitarę i chochlę, i jak już nie ma książki na biurku – czyli krótko mówiąc, jak lubi Pan spędzać wolny czas?

- To też jest spędzanie wolnego czasu: książka i chochla. Natomiast tą pasją, taką, o której można powiedzieć, że zapełnia mi resztę czasu, jest sport. Mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu to gra w tenisa z prof. Maciejem Michalskim, wicedyrektorem Instytutu Filologii Polskiej. Ewentualnie oglądanie w telewizji tenisa albo gier zespołowych, zwłaszcza siatkówki.

- Czyli dzisiaj w nocy też Pan oglądał?

- Nie, dzisiaj była straszna godzina - 3:30, mecz Agnieszki Radwańskiej. Zresztą nie miałem wielkich nadziei związanych z tym meczem. No ale i tak kapitalny wynik – półfinał Australian Open to jest coś fantastycznego.

- Dziękuję za rozmowę Panie Profesorze.

- Dziękuję bardzo.

Gdańsk, 28 stycznia 2016 r.

Rozmawiał dr Tadeusz Zaleski
Zdjęcia: Piotr Pędziszewski

 

Prof. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz SwobodaProf. Tomasz Swoboda