Dlaczego została pani chemikiem?
- Chemia zafascynowała mnie już w szkole podstawowej, gdzie miałam bardzo dobrą nauczycielkę, panią Urszulę Łukaszewicz. Ona zawsze dla swoich uczniów miała schowane jakieś tajne odczynniki, pokazywała nam ładne doświadczenia i potrafiła zainteresować przedmiotem. Jednak to nie jest tak, że już wtedy wiedziałam, że będę chemikiem. Bardzo długo chemia, czy też sympatia do chemii, walczyła z sympatią do matematyki. Jeszcze nawet w maju, w klasie maturalnej, nie wiedziałam, gdzie ostatecznie złożę swoje dokumenty, nie wiedziałam na jaką uczelnię, na jaki kierunek. W ostatniej chwili, dość spontanicznie podjęłam decyzję, że będzie to chemia, a nie matematyka. Matematyka bardzo przydaje się na chemii, a może to, że nie muszę w tej chwili dowodzić jakiś twierdzeń matematycznych, pozwala mi darzyć matematykę w dalszym ciągu jakąś sympatią. Chemia wydawała mi się bliższa życiu. Wybierając studia chemiczne wydawało mi się, że będąc chemikiem, mogę coś bardziej namacalnego zrobić dla dobra ludzkości, niż jako matematyk.
Wiemy więc, że pracuje pani dla dobra ludzkości, więc cóż ludzkość pani zawdzięcza, pracuje pani w zespole profesora Janusza Raka, udoskonalacie w zespole terapie przeciwnowotworowe?
- Tak, taka jest generalna idea działalności naszego zespołu. Bo pracuje nad tym cały zespół, nie tylko ja. Kluczowa jest właśnie współpraca. Pracujemy nad nowymi radiosensybilizatorami, czyli związkami, które są w stanie uwrażliwić komórki nowotworowe na działanie promieniowania podczas terapii antynowotworowej. Samo promieniowanie jest niewystarczające, aby taka terapia była skuteczna. Stosuje się więc związki, które są w stanie zwiększyć skuteczność terapii, uczulając komórki na działanie promieniowania. Chcemy poznać mechanizm działania jednej z klas sensybilizatorów –pochodnych zasad nukleinowych. Mając pewną wiedzę na temat samego mechanizmu działania tych związków, staramy się znaleźć nowe, z tej samej klasy. Po podaniu takiego uwrażliwiacza, modyfikowana zasada, czy nukleozyd (modyfikacje są w zasadzie bardzo drobne, bo tak naprawdę jeden atom wodoru jest zastępowany przez atom bromu, czy prostą grupę nieorganiczna, taką jak rodankowa)– „wchodzi” do komórki, nie wykazuje większego działania cytotoksycznego, jest kompatybilny z enzymami komórkowymi, więc jest w stanie wbudować się do normalnej nici DNA komórki nowotworowej. Dzięki temu, że komórka nowotworowa szybciej się namnaża, taki „koń trojański” wydajniej „wchodzi” do komórki nowotworowej, iż którą nic złego się nie dzieje, dopóki guz nie zostanie naświetlony. Pod wpływem naświetlania modyfikacja uaktywnia się, komórka jest bardziej czuła na naświetlanie. Promieniowanie działa pośrednio na komórki poprzez produkty radiolizy wody. Te produkty reagują wówczas ze zmodyfikowanym DNA tworząc rodniki wewnątrz samej nici. Następnie szereg reakcji rodnikowych powoduje niszczenie nici DNA. W momencie kiedy mamy uszkodzony materiał genetyczny komórki nowotworowej, ulega ona zniszczeniu. W ten sposób wspomaga się radioterapię.
Czy dany typ sensybilizatora przypisany jest danemu rodzajowi nowotworów czy też działa na dowolny rodzaj nowotworu ?
- Są różne klasy sensybilizatorów. Jedną klasą są modyfikowane nukleozydy, inną klasą są np:. mimetyki tlenu, czyli związki „udające” tlen w warunkach niedoboru tlenu. Ten niedobór jest charakterystyczny dla niektórych komórek nowotworowych. My zajmujemy się szczególnie tą klasą radiosensybilizatorów, które są pochodnymi zasad nukleinowych, mamy w planach „zabranie się” za inne klasy dzięki grantowi, który niedawno otrzymał prof. Janusz Rak. Jeśli chodzi o pochodne zasad nukleinowych, to są one dedykowane różnym rodzajom nowotworów. Na pewno wrażliwe na tę terapię są nowotwory lite, których występowanie ograniczone jest np. do danego organu.
Jeśli chodzi o bromouracyl, który jest sztandarowym przykładem tej grupy związków, to badania nad nim były prowadzone już od lat 60-tych minionego wieku. Były też badania kliniczne, jednak nie wykazano, że jest to najlepszy radiosensybilizator. Być może było to kwestią charakterystyki próby (grupy pacjentów poddanych terapii). Zresztą, inne wyniki możemy uzyskiwać badając substancję na liniach komórkowych czy na zwierzętach, a inne jeśli weźmiemy pod uwagę organizm ludzki. Substancja działa (radiosensybilizująco) – tylko nie jest powiedziane, że nie niesie ze sobą poważnych skutków ubocznych.
Jeśli chodzi o pochodną rodankową, to dopiero zaczynamy ją badać. Pomysł narodził się gdzieś dwa lata temu, można powiedzieć, że powstał na kartce papieru, kiedy analizowaliśmy jak się zachowują radiosensybilizatory tej klasy. Udało się ten związek zsyntetyzować koleżance i w tej chwili pracujemy, aby poznać mechanizm działania z jednej strony, a z drugiej – sprawdzić go na kolejnych „poziomach trudności”, czyli nie tylko w metodach modelowania, nie tylko w postaci pojedynczej cząsteczki. Próbujemy wcielić ten związek do komórek, namnożyć w nici DNA i zobaczyć, jak reaguje na obecność promieniowania.
Jaki był impuls do zajęcia się tą właśnie specjalizacją?
- Kiedy kończyłam studia, nie było czegoś takiego jak specjalizacja, każdy chemik z mojego rocznika kończył studia ze specjalizacją chemia ogólna, a chyba nawet nie było to wpisane na dyplomie. Mieliśmy za to wolność wyboru katedry, w której chcielibyśmy wykonywać pracę magisterską. Kwestia wyboru Katedry Chemii Fizycznej wynikała z tego, że do końca nie mogłam się zdecydować, czy bardziej odpowiada mi praca w laboratorium, czy też modelowanie reakcji, czyli wnikanie w nie na poziomie cząsteczkowym. To bardzo frapujące, odkrywanie tego, w jaki sposób reakcje się odbywają. Z racji tego, że nie byłam w stanie się do końca zdecydować, wybrałam katedrę, która miała zarówno laboratorium, jak i pracownię modelowania komputerowego. Mój promotor obiecał, że jeśli będę miała ochotę, to w każdej chwili mogę się „przebranżowić”. Tak się złożyło, że był ciekawy projekt do zrealizowania w zakresie chemii komputerowej. Spodobało mi się to i doszłam do wniosku, że widzę się w tej właśnie specjalności. To bardziej „podglądanie cząsteczek”, niż „mieszanie w probówkach”. Może się komuś wydawać, że nie jest to taka „prawdziwa” chemia, ale mam świadomość tego, że działamy jako zespół i każdy z nas w tym zespole, w Pracowni Sensybilizatorów Biologicznych, ma „swoją działkę”, w której jest dobry i w tym obszarze realizuje się dla wspólnego dobra, wspólnego celu, czyli stworzenia nowego sensybilizatora.
Jakie jest pani hobby ?
- Moim hobby jest taniec i śpiew. Od wielu lat, konkretnie od trzeciego roku studiów, działam w Zespole Pieśni i Tańca Jantar, działającym przy Uniwersytecie Gdańskim i w nim się realizuję. Pochłania mi to mnóstwo czasu. Mamy dwa razy w tygodniu próby, jeździmy na festiwale, koncerty. To też jest moja grupa przyjaciół, z którymi nie sposób się nie spotykać. To też taka odskocznia, przecież trudno cały czas się koncentrować na nauce. Kiedy wejdzie się tę salę, przez dwie godziny tańczy się oberki, czy polki, to od razu inaczej mózg funkcjonuje, inne połączenia się wytwarzają. Wówczas - albo też wracając do domu rowerem, w każdym razie podczas wysiłku fizycznego - łatwiej sobie pewne rzeczy poukładać w głowie. Czasem tak jest, że człowiek godzinami siedzi w pracy, przy komputerze, przy zeszycie i nic nie może wymyślić, a wówczas coś w głowie „przeskakuje” i rodzi się pomysł. Wydaje mi się, że większość osób musi mieć coś w rodzaju odskoczni od codzienności, bez tego byłoby bardzo trudno. Mi osobiście trudno byłoby bez Jantara i mam nadzieję, że jeszcze długo będę mogła z Zespołem współpracować.