fbpx Katarzyna Wojtczak – doktorantka Wydziału Historycznego UG, przekonuje, że Gdańsk XIX-wieczny ma swój urok i walczy ze stereotypami dotyczącymi rozwoju miasta w tym okresie | Uniwersytet Gdański - University of Gdańsk

Jesteś tutaj

Katarzyna Wojtczak – doktorantka Wydziału Historycznego UG, przekonuje, że Gdańsk XIX-wieczny ma swój urok i walczy ze stereotypami dotyczącymi rozwoju miasta w tym okresie

Katarzyna Wojtczak – doktorantka Wydziału Historycznego UG, przekonuje, że Gdańsk XIX-wieczny ma swój urok i walczy ze stereotypami dotyczącymi rozwoju miasta w tym okresie

Wydział Historyczny
Katarzyna Wojtczak
Historia sztuki może być pasjonująca?
 
Moja praca jest bardzo ciekawa i różnorodna, posłużę się metaforą, przytoczoną przez moją ukochaną promotorkę, że historyk  sztuki jest jak Kolumb i jak Pasteur. Ponieważ, oczywiście nie siedzi na żaglowcu, ani w laboratorium, ale metaforycznie podróżuje w przestrzeni i czasie i przez lupę narzędzi badawczych przygląda się mikroświatom. Zajmuję się badaniem architektury XIX-wiecznej. Historia sztuki to bardzo różne dziedziny, każda z tych dziedzin ma swoją metodologię, swoją charakterystykę. Moja praca wygląda tak, że ja  dużo jeżdżę, przyglądam się zabytkom, ale też bardzo dogłębnie badam historię, siedzę w bibliotekach, badam zapiski w archiwach i odtwarzam tamten świat, a do tego analizuję artystyczny wymiar tego, co się wtedy działo.

Wywiad

Posłuchaj wywiadu audio
Przeczytaj cały wywiad
Historia sztuki może być pasjonująca?
 
Moja praca jest bardzo ciekawa i różnorodna, posłużę się metaforą, przytoczoną przez moją ukochaną promotorkę, że historyk  sztuki jest jak Kolumb i jak Pasteur. Ponieważ, oczywiście nie siedzi na żaglowcu, ani w laboratorium, ale metaforycznie podróżuje w przestrzeni i czasie i przez lupę narzędzi badawczych przygląda się mikroświatom. Zajmuję się badaniem architektury XIX-wiecznej. Historia sztuki to bardzo różne dziedziny, każda z tych dziedzin ma swoją metodologię, swoją charakterystykę. Moja praca wygląda tak, że ja  dużo jeżdżę, przyglądam się zabytkom, ale też bardzo dogłębnie badam historię, siedzę w bibliotekach, badam zapiski w archiwach i odtwarzam tamten świat, a do tego analizuję artystyczny wymiar tego, co się wtedy działo.
 
Jaka jest zatem Pani specjalizacja?
 
Zajmuję się XIX wieczną architekturą Gdańska, konkretnie człowiekiem, który przez 36 lat był architektem miejskim i wpłynął znacząco na kształt miasta, który znamy dzisiaj. Badania, które przeprowadzam wraz ze współpracownikami mają charakter bardzo pionierski ponieważ XIX wieczny pruski Gdańsk bardzo długo nie był przedmiotem badań ze względu na powojenną sytuację polityczną. W związku z tym nasze badania są nieco utrudnione, ale dają też dużą satysfakcję. Okres, którym się zajmuję, czyli od około połowy XIX wieku do jego końca jest okresem rozkwitu miasta, bo ono jeszcze w połowie wieku było takim prowincjonalnym ośrodkiem garnizonowym. Dzięki współpracy nadburmistrza,  architekta miejskiego i ludzi których oni ściągnęli do pracy nad rozwojem miasta, Gdańsk zmienił diametralnie swoje oblicze. Nadano mu metropolitalny charakter. Oczywiście na miarę ówczesnych czasów.
 
Doktorat z historii sztuki wyniknął na podstawie innych kierunków studiów pierwszego i drugiego stopnia?
 
Nie, ja od początku na UG studiuję historię sztuki od licencjatu po doktorat. Miałam epizody z różnymi innymi szkołami, ukończyłam policealną szkołę plastyczną i jeszcze parę innych kursów.
 
Kiedy powiedziała sobie Pani, ze właśnie ta gałąź wiedzy będzie Pani drogą życiową?
 
 U mnie jest to sytuacja specyficzna, ale myślę, że w wielu przypadkach jeśli chodzi o historię sztuki podobna. Miałam nieco inne zainteresowania, chciałam iść na Akademię Sztuk Pięknych, ale trochę mi zabrakło. Byłam bardzo nieszczęśliwa i doszłam do wniosku, że przechowam się na historii sztuki. Jednak jak rozpoczęłam studia to stwierdziłam, że jest to coś co mnie bardzo pasjonuje i co bardzo chcę robić i dzięki temu zostałam na tym kierunku.
 
Po doktoracie widzi się Pani w pracy na uczelni czy też poza nią, „w terenie”?
 
Bardzo długo się zastanawiałam nad tym, zresztą mam też w zanadrzu kilka innych zawodów. Jakoś tam zawsze sobie poradzę, ale na moim przykładzie widać, że jeżeli człowiek bardzo chce i potrafi się odnaleźć w świecie akademickim to tych możliwości jest sporo. Ja tak naprawdę od początku doktoratu nie muszę mieć dodatkowej pracy zarobkowej. Miałam kilka bardzo dobrych stypendiów, zresztą większość studiów doktoranckich spędziłam na różnych niemieckich stypendiach. Byłam i na DAAD, przez kilkanaście miesięcy na Uniwersytecie Jana Gutenberga w Moguncji, spędziłam wiele czasu w Berlinie, trochę w Instytucie Herdera w Marburgu. Poza tym zajmuję się okołoakademickimi rzeczami, na przykład organizacją konferencji które robię dla Uniwersytetu i to jest praca na rzecz uniwersytetu, ale też i dla innych instytucji. Ja widzę dla siebie szanse w życiu akademickim i to mi odpowiada, odpowiada mi styl tej pracy.
 
Oprócz pracy naukowej, jest Pani zaangażowana w organizacje konferencji i sympozjów, może Pani wymienić choć kilka z nich?
 
Jedna z konferencji byłą stricte naukowa zrobiona na UG i dotyczyła zagadnień związanych z miastami wokół Bałtyku i to była typowo naukowa konferencja ale wzbogacona o objazd naukowy. Zdarzyło mi się współpracować przy konferencji dla Nadbałtyckiego Centrum Kultury i ta była już o innym nieco charakterze. Dotyczyła instytucji kultury, które mieszczą się w dawnych budynkach sakralnych i więcej niż stricte naukową konferencją, była pretekstem do spotkana dla ludzi, którzy pracują w tych instytucjach, była niejako projektowana odgórnie. Referaty były bardziej planowane i zamawianie niż napływowe. A ostatnio robiliśmy kongres studencko –doktorancki, który odbył się już dwa lata temu w Krakowie. To bardzo fajna idea pozwalająca na nawiązanie kontaktów naukowych i prywatnych, zorientowanie się w badaniach kolegów z innych instytutów, zależało nam na kontynuacji i zrobiliśmy to w Gdańsku.
 
Czy przy takiej ilości obowiązków ma Pani Jeszcze czas na hobby?
 
Mam mnóstwo czasu, pracuję blokami, czasem mam tak, że od rana do nocy siedzę i pracuję naukowo, a później pozwalam sobie na robienie innych rzeczy. W wolnym czasie sporo czasu spędzam u mamy na Kaszubach i tam odpoczywam. Chodzę po lesie, jeżdżę na rowerze, pływam, albo jeżdżę na nartach. Moją największą pasją są podróże. W minionym roku byliśmy z przyjaciółmi w Gruzji, dwa lata temu pojechaliśmy wspinać się na wulkan na Gwadelupie. Teraz wróciłam z sympozjum we Wrocławiu ale też wykorzystałam moment i wybrałam się z kolegą na jednodniową wycieczkę do Kłodzka.
 
Sporo Pani wie o zabytkach, o historii, wiadomo też, że nie zawsze przewodnicy oprowadzający rozmaite wycieczki są w stu procentach wierni faktom historycznym. Czy słysząc coś takiego zdarz się Pani zareagować?
 
Zdarza mi się, bo leży to w moim charakterze, nie przebieram w słowach, jak coś osiąga stan krytyczny to zdarza mi się zwrócić uwagę.
 
Sama Pani przyznała, ze okres historyczny, którym się Pani zajmuje, nie jest poznany dobrze głownie ze względu na zaszłości polityczne. Co Panią najbardziej denerwuje jeśli chodzi o postrzeganie Gdańska w XIX wieku?
 
Teraz odchodzi się bardzo od negowania niemieckości Gdańska, która jest ewidentna. To było miasto bardzo kosmopolityczne, ale okresami też zwyczajnie pruskie  i negowanie tego nie ma sensu. Druga rzecz to dążenie na siłę do odbudowy pewnych rzeczy, które już nie istnieją i nie da się ich stworzyć na nowo i nie jest to problem Gdańska, to problem ogólnoeuropejski. Buduje się pewnego rodzaju historyczne gargamele, które nie mają już nic wspólnego z zabytkami, czy z budowlami, które w danych miejscach stały wcześniej.
 
Katarzyna WojtczakKatarzyna WojtczakKatarzyna WojtczakKatarzyna WojtczakKatarzyna Wojtczak