- Na początku była biotechnologia, a teraz studia doktoranckie na biologii. Czy to zmiana Pani zainteresowań?
- To wszystko wpasowuje się w jeden nurt nauki. Biologią interesowałam się od dawna. I to chyba jest naturalna jest taka ciekawość ludzka, że interesuje nas wszystko to, co nas otacza – natura i wszystko inne co związane jest z ludzkim życiem. Z czasem dowiedziałam się, że oprócz biologii istnieje też biotechnologia, która pozwala na wykorzystanie mikroorganizmów – którymi bardzo się interesowałam od dawna – do pomocy człowiekowi, do produkcji leków, enzymów i innych środków, które są potrzebne człowiekowi w codziennym życiu. Zawsze biologia interesowała mnie w kontekście zastosowawczym, czyli w jaki sposób można ją wykorzystać dla człowieka i dla pomocy ludziom. I właśnie biotechnologia świetnie się w te moje zainteresowania wpisała. Stąd te studia na Wydziale Biologii. To w zasadzie był przypadek, ponieważ promotor mojej pracy magisterskiej na Biotechnologii znał prof. Węgrzyna, u którego teraz robię doktorat, ze względu na to, że był to jego recenzent pracy doktorskiej. Wiedział, czym się prof. Węgrzyn zajmuje i wiedział też, że jest to związane z moimi zainteresowaniami. W czasie pracy magisterskiej polecił, żeby się z nim skontaktować, ponieważ wiedział, że bardzo chcę prowadzić działalność naukową na studiach doktoranckich. Skontaktowałam się z prof. Węgrzynem, okazało się, że jest miejsce dla mnie oraz że zajmuje się bardzo ciekawym tematem, który wpisany był też bardzo w biotechnologię. Dlatego zdecydowałam się na studia doktoranckie na Wydziale Biologii Uniwersytetu Gdańskiego.
- A nie jest to tak, że biotechnologia to jest skrzyżowanie chemii z fizyką, tylko tyle, że na materiale biologicznym?
- To jest bardzo ciekawe podejście, to co Pan mówi. Czemu akurat tak?
- No bo się metodami fizykochemicznymi posługujecie.
- Bym raczej powiedziała, że chemii jest tutaj sporo, ale bardziej takiej biochemicznej. Czyli wykorzystujemy tutaj chemię w dużej ilości, ale jednak cały czas pracujemy na wszystkich zasadach, które są w biologii. I chyba to jest najważniejsze narzędzie w biotechnologii – właśnie wiedza biologiczna, którą możemy wykorzystać później w pewnych manipulacjach na mikroorganizmach. Tak mi się wydaje.
- Jako fizyk z wykształcenia będę bronił, że jednak i fizyki, pewnie jest tam i troszkę spektroskopii i elektroforeza – a to jest czysta fizyka.
- No oczywiście. Wszystkie nauki ścisłe są ze sobą w jakiś sposób powiązane.
- I to jest właśnie ta konkluzja do której należało dojść. Proszę Pani, wszyscy złorzeczą gdy w zatoce następuje zakwit sinic, a Pani się cieszy!
- Owszem.
- Dlaczego bada Pani genomy właśnie sinic?
- To są niezwykle interesujące organizmy. W zasadzie jedne z najstarszych organizmów jakie znane są na Ziemi. I już od dawna naukowców interesowało, jak one mogły przetrwać przez tyle lat w niezmienionej w zasadzie formie, radzić sobie przez lata ewolucji, kiedy wszystko na świecie się zmieniało. No i okazało się, że organizmy te, żyjące w bardzo trudnych, ekstremalnych często warunkach, np. w bardzo wysokich temperaturach. Tak jak w przypadku środowiska morskiego, które badam, mamy do czynienia z wysokim zasoleniem, z niskimi temperaturami, z ograniczoną ilością pożywienia. I te sinice muszą sobie w tych warunkach radzić. Okazało się z czasem, że radzą sobie w ten sposób, że produkują bardzo dużo małych cząsteczek, które są skierowane przeciwko innym organizmom, które są dla nich konkurencją albo zagrożeniem, ponieważ mogą być drapieżnikami, które żywią się sinicami. I te związki właśnie badam i poszukuję oraz próbuję wykorzystać do zastosowania na przykład w przypadku chorób nowotworowych jako leki.
- Próbowałem się z Panią umówić w ostatni piątek, ale było to niemożliwe. Zasłaniała się Pani doświadczeniem – jakim?
- Było to doświadczenie związane ze związkami, które izolujemy z sinic z Morza Bałtyckiego. Z tych sinic tworzymy ekstrakty i sprawdzamy, czy działają one na komórki nowotworowe. Jeżeli wpływają na ich żywotność, czyli jeżeli je zabijają, to mogą być potencjalnymi lekami do zastosowania w przyszłości. Jak wiemy nowotwory są obecnie jednym z głównych problemów w medycynie i stanowią jeden z głównych powodów śmiertelności wśród ludzi na całym świecie. I takie naturalne związki izolowane z różnych organizmów są największą bazą leków, z których teraz korzysta się w medycynie przeciwko chorobom nowotworowym.
- Z zupełnie innej strony. Jak zaraziła Pani ideą „Szlachetnej Paczki” całą Katedrę Biologii Molekularnej?
- Nie było to takie proste. Na początku, jak zdecydowałyśmy się razem z koleżankami z katedry na zrobienie pierwszej szlachetnej paczki, tak naprawdę planowałyśmy zrobić ją same. Okazało się później, że zrobienie paczki dla siedmioosobowej rodziny nie jest takie proste i troszkę przerosło to nas ze względów finansowych. Dlatego chciałyśmy jak najwięcej ludzi w to zaangażować, żeby ta paczka była jak najpiękniejsza i żeby ci ludzie naprawdę z niej skorzystali. Dlatego na początku zaczepiałyśmy wszystkich na korytarzu i opowiadałyśmy czym jest „Szlachetna Paczka”. Większość osób pierwszy raz o tej akcji słyszało. Z czasem było coraz lepiej, udało mi się zdobyć adresy mailowe wszystkich pracowników Wydziału Biologii – z czasem i Biotechnologii – i wysyłałam takie informacje o tym, że robimy Szlachetną Paczkę na dwa wydziały. Zainteresowanie było bardzo duże, wiele osób chciało nam pomóc. I tak udało nam się łącznie stworzyć osiem paczek dla ośmiu rodzin – pomóc ponad czterdziestu osobom. W tym roku robiliśmy dwie paczki. Jedna była dla samotnej mamy z dziesięciorgiem dzieci, także paczka była olbrzymia. Satysfakcji też było dużo. Co roku pomaga nam około siedemdziesięciu osób z prawie całego uniwersytetu, z którymi razem tworzymy tę akcję.
- Ale nie tylko tak Pani pomaga. Proszę powiedzieć o sposobach kształtowania „mentalności wędkarza”.
- Po „Szlachetnej Paczce” zaangażowałam się też w inny projekt „Stowarzyszenia Wiosna”. Współtworzę projekt zwany „Akademią Przyszłości”. Tam pomagamy młodym osobom, które przestały wierzyć w siebie – w których w zasadzie nikt nie wierzy – żeby pokazać im, że są tak samo wartościowymi ludźmi jak wszyscy inni. Że są wiele warte i że mogą sobie poradzić w życiu jak każde inne dzieci. I właśnie jednym z takich sposobów, w jaki udaje nam się pomóc, jest kształtowanie „mentalności wędkarza”. Czyli nie chcemy dawać im wędki, nie chcemy dawać im ryby, ale chcemy ich ukształtować – żeby mogli poradzić sobie w życiu. I to jest ta „mentalność wędkarza”. Nie chcemy im pomagać ani ich wyręczać, tylko pozwolić im uwierzyć w to, że sami mogą sobie poradzić w życiu. I że mają wiele wspaniałych zalet, które pomogą im zwyciężać w życiu i na co dzień. To pomaga im później w radzeniu sobie w szkole i poza szkołą też – w domu i w codzienności.
- Pochwaliła się Pani, że lubi przygotowywać wypieki. Proszę opowiedzieć o najbardziej oryginalnym cieście, jakie udało się Pani upiec.
- Często przygotowuję różne wypieki na zamówienie wśród moich znajomych lub rodziny. W tamtym roku wypadały osiemnaste urodziny mojej siostry. I z tej okazji zażyczyła sobie, żeby zrobić jej tęczowy tort. Tort miał osiem warstw i faktycznie warstwy te były we wszystkich kolorach tęczy. Wykorzystałam do tego szereg barwników spożywczych, z którymi piekłam osiem różnych placków biszkoptowych, które przekładałam kremem kokosowym z migdałami. To był bardzo dobry tort i pięknie wyglądał.
- Dziękuję Pani ślicznie za rozmowę.
- Dziękuję.
Gdańsk, 24 lutego 2016 r.
Rozmawiał dr Tadeusz Zaleski
Zdjęcia: Piotr Pędziszewski