- Skończył Pan Technikum Łączności, a studiuje na Wydziale Chemii. Co wpłynęło na zmianę Pana zainteresowań?
- Takich kluczowych momentów, które wpłynęły na zmianę decyzji było wiele. Taki fakt, który najbardziej pamiętam, to podczas któregoś ze szkoleń pożarniczych wykładowca stwierdził, że proces palenia jest procesem utleniania, natomiast nie każdy proces utleniania jest jednocześnie procesem palenia. I w tamtej chwili pomyślałem sobie, że chciałbym zgłębić to wszystko, zrozumieć to jakoś, tę chemię. I wtedy postanowiłem, że jednak przekwalifikuję się dość znacznie i spróbuję swoich sił na chemii. Natomiast skończyłem ochronę środowiska, ponieważ zawsze gdzieś ta nauka o środowisku, o biologii była mi też bardzo bliska.
- Obecnie jest Pan na I roku studiów magisterskich. Spełnia to Pańskie oczekiwania?
- Tak, jak najbardziej. Zmieniłem troszeczkę zainteresowania, ponieważ teraz studiuję chemię. Wymusiło to na mnie decyzję, w jaki kierunku chcę się szkolić. Ale też dlatego, że zrozumiałem że ta chemia jest jeszcze bliższa mojemu sercu i stąd ten wybór. Jestem jak najbardziej zadowolony z tego co robię.
- Z pewnością ciekawym doświadczeniem musiał być staż naukowy w Japonii.
- Tak to było – z jednej strony – potężne przeżycie, potężny stres, a z drugiej strony – wielka szansa dla mnie. Tak naprawdę spędziłem tam niecałe trzy miesiące - 84 dni. I oprócz tego, że nauczyłem się wiele na temat chemii, na temat eksperymentów – to też nauczyłem się, że ludzie potrafią być naprawdę pomocni. To co można było spotkać w Japonii na każdym rogu ulicy, w każdej restauracji, kawiarence, to pomocna dłoń tych ludzi. Ponieważ nie da się ukryć, że w wielu przypadkach sobie nie radziliśmy, na przykład z językiem japońskim, to ludzie byli bardzo pomocni, tłumaczyli nam znaki, opisy – to było dla nas takie bardzo miłe zaskoczenie.
- Jak do tego doszło?
- Na jednym z wykładów profesor poprosił tych, którzy, maja najwyższą średnią żeby napisali e-maila, bo ma pewną propozycję. I tak właśnie do tego doszło. Napisałem do profesora prowadzącego maila z prośba o spotkanie. I profesor wytłumaczył, że jeżeli mamy ambicje, i chcemy, że możemy się postarać, że będzie to od nas wymagało wiele – ale możemy wyjechać na taki staż. I dzięki współpracy z profesorem udało się zorganizować to.
- Domyślam się, że to jakaś grupa była, tak?
- Tak, ostatecznie pojechało nas 9 osób.
- I gdzie dokładnie?
- Większość czyli 7 osób było w Tsukubie, to jest taka miejscowość typowo techniczna, naukowa około 70 km od Tokio. Natomiast dwie koleżanki były już w samym centrum, w Tokio na uniwersytecie.
- Jakie doświadczenia naukowe Pan stamtąd przywiózł?
- Potężne. Potężna nauka. Przede wszystkim nauczyliśmy się tak naprawdę prawidłowego podejścia w pracy laboratoryjnej. Bo nie da się ukryć, że tutaj na uniwersytecie ta ilość pracy, którą mamy w laboratorium jest niewielka. Natomiast tam od godziny 10 do 18 pracowaliśmy w laboratorium. I to nam pozwoliło nauczyć się takiego prawdziwego, prawidłowego, profesjonalnego podejścia do pracy w laboratorium. Oprócz tego pozwoliło to nam poznać szereg aparatur, szereg procesów chemicznych – takich, których tutaj długo jeszcze nie moglibyśmy poznać. Także stamtąd przywieźliśmy bardzo wiele doświadczeń.
- Mimo niewielkiego stażu ma Pan już jakiś dorobek naukowy, publikacje?
- Dzisiaj jeszcze nie, ale za miesiąc będę miał pierwszy poster naukowy, który będę prezentował na interdyscyplinarnej konferencji na Politechnice Gdańskiej.
- Jakie ma Pan plany, jakie zamierzenia po ukończeniu studiów?
- Na pewno planuję zostać. Zostać na trzeci stopień studiów, a więc rozpocząć studia doktoranckie na Wydziale Chemii. Już poczynam w tym kierunku jakieś przygotowania. Między innymi staram się zebrać swój dorobek naukowy. Razem z moją promotor już planujemy liczne wystąpienia, tak aby było ich jak najwięcej, abym mógł kandydować na studia doktoranckie. Jak wiemy trzeci stopień studiów wymaga od studenta tego, żeby posiadać dorobek i wykazać się „wkładem własnym”. Więc planuję zostać.
- Zatem przyszły naukowiec, a do tego strażak-ratownik w ochotniczej straży pożarnej. Czy to rodzinna tradycja?
- Nie ukrywam, że tak. Mój dziadek przez szereg lat pracował w Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku jako rzecznik komendanta. Moja babcia troszeczkę mniej związana z samym byciem strażakiem, natomiast pracowała jako główna księgowa również w komendzie miejskiej. Pamiętam jak dziś, gdy miałem pięć, albo sześć lat dziadek zabrał mnie do siebie do pracy i mogłem usiąść za kierownicą wozu strażackiego. Wtedy chyba już podjąłem decyzję, że będę strażakiem.
- Pozwolił włączyć syrenę?
- Tak, oczywiście.
- Dodajmy, to jest Ochotnicza Straż Pożarna w Gdańsku - Sobieszewie. Jakaś akcja, która utkwiła Panu w głowie?
- Tak najbardziej, to pewien pożar domu. To była jedna z moich pierwszych akcji, zresztą bardzo poważnych, bo cały dom uległ spaleniu – niestety. No i wtedy miałem okazję pierwszy raz zobaczyć, jak to jest być strażakiem, Jak to jest poczuć to ciepło na ubraniu. I to chyba tak najbardziej zapadło mi w głowie. Było szereg akcji, które były równie tragiczne, ale ta chyba najbardziej, bo to jedna z pierwszych.
- No i po takich przeżyciach na uspokojenie wędkowanie z najbliższymi?
- Jak jeszcze znajdę czas, a czasem zdarza się i że w nocy. Bo jedynie w nocy jest chwila na to żeby powędkować – to tak. Bardzo lubię. Choć nie jeżdżę nigdzie daleko – najbliżej koło domu, bo mam przyjemność mieszkać i obok morza i obok Martwej Wisły. A więc tych akwenów do połowów mam pod dostatkiem. I staram się to włączać w swój rytm dobowy.
- Z najbliższymi czyli z kim?
- Najczęściej jest to rodzina – mama, tata, brat. Ale bardzo często jest taka sytuacja, że łącznie z moją rodziną jadą moi przyjaciele, którzy – mam wrażanie – że są również przyjaciółmi moich rodziców.
- Marlina się nie da w tych akwenach złowić, a Pana największe sukcesy rybackie?
- Pamiętam cztery lata temu chyba – i to było o tyle ciekawe – że w odstępie piętnastu minut dwa pod rząd karpie. Jeden 2,7 kg, drugi – 2,5.
- Gratuluję! Dziękuję Panu za rozmowę.
- Ja również dziękuję bardzo.
Gdańsk, 11 lutego 2016 r.
Rozmawiał dr Tadeusz Zaleski
Zdjęcia: Piotr Pędziszewski